![]() |
wikimedia |
Powiem tak... wszystko zależy od nauczyciela, a z tym jest różnie. W podstawówce w klasach 1-3 nienawidziłam WF-u, a to z bardzo prostego powodu. Nie byłam dobra, a jak komuś nie szło (na zajęciach była głównie rywalizacja typu zawody w rzędach) to wszyscy byli na siebie źli. Szczególnie na mnie. Ktoś się kiedyś na mnie obraził na prawie cały dzień bo coś spartaczyłam w jakiejś zabawie. A nie było za to ani ocen, ani plusów czy czegoś w tym stylu.
Potem w 4-6 było lepiej, czyli więcej graliśmy w kosza, tylko za wszystko miałam oceny 2-3 i w szóstej klasie już się totalnie zdemotywowałam. Starałam się zawsze chodziłam na lekcje i byłam aktywna , ale i tak miałam słabe oceny, bo nie mieściłam się w tej tabelce. Nie pobiegnę szybciej po prostu.
W gimnazjum pani mówi, że z koleżanką jesteśmy najlepsze w grupie. Hmm... heh.
Niestety (a może stety) nauczyciele nadal nie mają czynnego udziału w lekcji (często) Czyli jak od zawsze: dają piłkę, paletki do pingla i bawcie się. Eh... Najczęściej jest siatkówka, pin-pong i coś jeszcze. Tylko, że siatkówka jest w naszym wykonaniu tak anemiczna, że w 90% gry głównie się stoi. Dlatego nie lubię siatkówki. Tylko dziewczyny mają cały czas siatkówkę. Chłopcy piłkę nożną. Za to ręcznej, albo kosza, albo nogi, dziewczyny mają po prostu mało. Może zmieni się to w drugiej klasie.
Ale też mamy inne zajęcie, kiedy na prawdę nauczyciele z nami ćwiczą- kiedyś dla dziewcząt był fitness, albo ćwiczenia siatkówki i kosza, więc nie narzekam.
Z miganiem się od zajęć nie ma chyba dużego problemu, tylko niektórzy nie zawsze się angażują tylko sobie gadają. To jest OK, póki się nie rozwala lekcji. :)
Więc.... to chyba tyle
Sońka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz